niedziela, 26 października 2014

Poszlysmy na 'party'.

W piątek po południu wpadł do nas właściciel naszego mieszkania i tak od słowa przez zdanie do zaproszenia zaproponował nam, że zabierze nas wieczorem na 'party-imprezę'.
Miało być o 18-19, było o 21 jamajskim czasem, ale grunt że pojechałyśmy.
Po 0,5 h przejażdżce jeepem dotarliśmy na miejsce. Starym zwyczajem zostalysmy przedstawione znajomym naszego gospodarza, poczestowane miejscowym napitkiem i stwierdzilysmy- no fajnie, taka ogrodowa domowka czy też cos a la wiejska uliczna potancowka.
Zapytalysmy naszego znajomego czy często tutaj bywa
-nie, jutro bedzie pogrzeb Pana z naprzeciwka.
W pierwszym momencie myslalysmy, że to jakieś przejezyczenie, ze pewnie źle go zrozumialysmy...
Okazało się jednak,  że tak właśnie wygląda przyjęcie pogrzebowe na Jamajce. Gdy ktoś umrze to wpierw jest organizowana candle night i wzdłuż ulicy ustawiane są świeczki, jest chwila wyciszenia, spokoju. Natomiast noc przed pogrzebem to czas odreagowania, wyrzucenia z siebie emocji, bo Jamajczycy nie lubia tlumic ich w sobie. Tak więc rodzina, przyjaciele, znajomi i nieznajomi zbieraja sie przed domem zmarłego, otwierają się okoliczne (mini) bary, przyjeżdżają obwoźni sprzedawcy przekąsek, jest DJ a czasem i wiecej (na tym przyjęciu było dwóch - po przeciwnych stronach ulicy i kazdy gral własną muzykę).
I tym sposobem żegna się i wypuszcza z siebie emocje- czy to w rozmowie, czy we wspólnym posiłku,  czy też tańcu i śpiewie.
Następnego dnia chowa się zmarłego, dość czesto w przydomowych ogródkach...

W zal. nasz ogródek.


1 komentarz:

  1. Haha wyobrażam sobie Waszą minę na wieść o powodzie takiego przyjęcia :-)
    Z drugiej strony jednak, taka forma żegnania bliskich jest wg mnie odpowiednia. I faktycznie tłumienie emocji nie jest dla nas dobre, a u nas raczej z tym nie potrafimy sobie radzić.

    OdpowiedzUsuń