piątek, 21 listopada 2014

Co gdy bolą plecy?


 Pamiętacie pana w czerwonej koszulce z posta: dla takich chwil warto zyc ?
Dzisiaj tuż po zamknięciu rejestracji pojawił się w naszej przychodni z dzieciaczkiem na rękach. No coz poczac, Maluszka przyjac trzeba. I tak przebadalysmy, dolaczylysmy instrukcje obslugi dla tatusia i zaczełyśmy leczyć już na miejscu, bo trzeba go szybko stawiac na nogi, bo juz za trzy dni pierwsza impreza urodzinowa! ;)




Udało nam się również przeprowadzić szkolenia z zakresu zdrowego trybu życia, jak również o tym jak sobie radzić z bólem pleców.
Wszystko skrzętnie przygotowywane od kilku tygodni... plakaty na mieście rozwieszone,  info wśród pacjentów puszczone, ulotki do zabrania do domu przygotowane.
Tak i nadszedł ten dzień. Uczestnicy? Checked! Wiec czas start! Rozpoczełyśmy prawidłową postawą, poprzez podnoszenie ciężarów, siedzenie i leżenie, a potem juz gładko do ćwiczeń. Wymachwalismy nogami, rękami, czym się dało!
Lepiej? Lepiej!
Niektorzy uczestnicy nie zdobyli się na odwagę żeby tarzac się z nami po trawie, ale wszyscy obiecali, że spróbują w domu i będą ćwiczyć regularnie.
Bylo fajnie! :)


I tak kolejny dobry dzień za nami.


poniedziałek, 17 listopada 2014

Gościna w Seaford Town - German Town.


Na weekend w ramach podziękowania za pomoc przy otwieraniu nowej kliniki zostałyśmy zaproszone do dżungli... Ms Helen i Mr Freddy ugościli nas w swoim domu z widokiem na góry, pięknym tarasem z leżaczkami, częstując owocami prosto z ogródka, zabierając nas nad rzekę i pozwalając się całkowicie zrelaksować. 
Tak więc wyobraźcie sobie ogród pełen kokosów, ananasów, mandarynek, cytryn wielkości melonów, star fruitów, tangerinów, jabłek, jack fruitów, jumplumów, passion fruitów, papai, bread fruitów, dragon fruitów i do tego awokada, mango, banany, platany, cocos (rodzaj ziemniaka), jagody o nieznanej nazwie, które smakują jak masło orzechowe, owoce kakaowca i nawet figi tam znaleźliśmy... ;) Pomijam warzywka, zielone trawki i takie tam, których też tam było pełno. Nie wszystkie drzewa wprawdzie owocują obecnie, ale i tak ogrom smakowitości przeszedł nasze najśmieszniejsze oczekiwania. Obiecuje niedługo niedługo wrzucić posta na temat jamajskich specjałów ;)

Nasi gospodarze, obecnie na emeryturze, przez większą część roku mieszkają w Kanadzie i wracają na wyspę na czas zimy. Są to wspaniali ludzie o wielkim sercu, bardzo dbający o członków okolicznych społeczności, którzy sprawili, że niesamowicie wypoczełyśmy i nabrałyśmy sił na kolejny tydzień. A na drogę powrotną zostałyśmy zaopatrzone w olbrzymi kosz pysznych owoców.

W tej części wyspy (okolice Seaford Town) można spotkać wielu 'białych' Jamajczyków- są to głównie potomkowie niemieckich najemców, którzy w czasach upadku niewolnictwa zostali 'przekonani' przez lorda Seaforda do przyjazdu do pracy na Jamajkę (środek wieku XIX). Odwrotu nie było, więc chcąc nie chcąc osiedlili się, trapieni tropikalnymi chorobami, nieznanym jedzeniem i przede wszystkim tak bardzo odmiennym klimatem i kulturą. W latach 50 tych, 60 tych XX wieku z racji wspólnej podległości koronie angielskiej Jamajczycy mogli wyjechać do pracy do Kanady. Warunek był jeden- biała skóra. Wielu skorzystało z danej im szansy i po raz kolejny wyruszyli za chlebem do dalekiego, zimnego kraju. Przez cały czas jednak wspierali swoją drugą ojczyznę, swoje drugie korzenie i później, po latach niektórzy wrócili na ojcowiznę.
P.S. Autorstwa naszej gospodyni...


I trailer z filmu o Seaford Town:



sobota, 15 listopada 2014

Czwarty element- Madzia!


 Ostatnio jakoś ciut ciężej było. Dużo pracy, pacjentów, pewne nieścisłości, jakieś niedogadania,  trochę przepracowania, organizowanie szkoleń, jedna chikungunia, otwieranie nowej kliniki (choć o tym już kiedy indziej), ogarnianie starej, niedobór lekarstw... i w tym wszystkim dostałyśmy światełko. Nasze ścieżki skrzyżowały się już z wieloma dobrymi ludźmi, ale ta osoba jest wyjątkowa. Lepiej nie będę wymieniać jej rozlicznych zalet, bo nam ktoś ją jeszcze zwinie na żonę i będziemy miały... ;)


Poznajcie Magdę, Kwiatkiem zwaną. Podróżniczka-filantropka, Tony Halik i Elżbieta Dzikowska w jednym, którą zaraziłyśmy chęcią pomocy i ideą wolontariatu. Codziennie rano pomyka z nami do przychodni, pomaga w naszej farmacji w ordynacji leków, rejestracji, mierzy ciśnienie, cukier, zaopatruje gorączkujące maluchy i wprowadza świetny 'ordnung' wśród pacjentów. W połowie czasu pracy skoczy po coś do przekąszenia.
I przede wszystkim zaraża swoją pozytywną energią, entuzjazmem, chęcią do pracy i zaradnością.

I jeszcze jedna informacja, którą chciałyśmy się podzielić, która wciąż nam wylatywała z głowy... otóż pocztówki już powinny fruwać gdzieś nad Atlantykiem! Dziękujemy!
Aczkolwiek na życzenie wciąż jeszcze chętnie wyślemy, więc piszcie! :)


wtorek, 11 listopada 2014


MEDYCZNE CIEKAWOSTKI JAMAJKI

CHIKUNGUNYA (czyt. 'czikengonia') to temat numer jeden w autobusie, taksówce czy w kolejce w sklepie. Każdy Jamajczyk jeśli nie przeszedł jej na własnej skórze, na pewno zna wiele osób, które cierpiały z powodu tej choroby.Chkungunya wirus przenoszony jest przez komary z rodziny Aedes.
Komary te głównie żerują w ciągu dnia.
Występuje w Afryce, Azji Południowej, USA, Indiach i na Karaibach. Rezerwuarem dla wirusa są zwierzęta ( małpy, ptaki, gryzonie). Pierwsze                                                       objawy pojawiają się po 3-12 dniach od ukąszenia.                   
       
Chikungunya (w języku Makonde ", który załamania się") Wirus (CHIKV) czyli ' ta która zgina'.
Pacjenci, którzy zachorowali  przyjmują charakterystyczną pochyloną postawę ciała. Spowodowane jest to silnym bólem stawów z towarzyszącą bardzo wysoką gorączką. Często pojawia się także swędząca plamista wysypka  na nogach i rękach.



Choroba ustępuje po 5-14 dniach, choć ból stawów może utrzymywać się jeszcze przez wiele tygodni.
Leczenie obejmuje: podawanie dużej ilości płynów, paracetamolu i diclofenaku.
Na szczęście, jeśli ktoś raz nabawi się Chikunguni nie powinien jej już nigdy więcej przechodzić ponieważ pozostawia ona trwałą odporność.

DENGUA FEVER
Denga to także choroba wirusowa przenoszona przez komary z rodziny Aedes. Występuje w Afryce, Ameryce Środkowej, Azji i na Karaibach. Rozpoczyna się bardzo podobnie do Chikenguny i różnicowanie pomiędzy nimi bywa bardzo trudne. Przebiega w kilku fazach: Faza 1. Gorączka; Faza 2: Krytyczna - z bardzo niebezpiecznymi powikłaniami krwotocznymi (spowodowane są one zaburzeniami krzepniecia) Faza 3: Zdrowienie.
Leczenie obu chorób jest podobne, lecz pacjenci z Dengą dużo częściej wymagają hospitalizacji.
R.

poniedziałek, 10 listopada 2014

dopadło i mnie...

Obudziłam się w całkowitej ciemności, zlana potem i przerażona. Dobrych kilka minut zajęło mi zorientowanie się gdzie jestem, dlaczego jest ciemno i gdzie reszta...
Zdrowy, lekarski rozsadek kazał mi iść po coś do picia "drink a lot of fluids" - poszłam za swoja radą, tak często dawaną pacjentom. Raczej chciałam pójść, stawy odmówiły posłuszeństwa. Wiem ile jest stawów drobnych w stopie, ale od dzisiaj wiem tez, co znaczy gdy one wszystkie bolą, one i jeszcze kilka innych...Czołganie tez jest sposobem na przemieszczanie się ;)
18:15 - dlatego jest już ciemno, spalam ładnych kilka godzin. "Rest a lot" -kolejna złota rada.  Dlaczego nie ma jeszcze dziewczyn? Jeden telefon, drugi telefon - nie odbierają, są w pracy od 10 godzin - mam wyrzuty sumienia, ze je zostawiłam w klinice same, ale ciężko pracować dobijając do 40st. C gorączki. i mając delikatne, bo delikatne, ale jednak - omamy.
W końcu udaje mi się z nimi skontaktować... jest 18:30 a przed nimi wciąż jeszcze 12stu pacjentów. Nie tylko mnie dopadła chikengounya - o której R. napisze Wam więcej już w krotce, zapewne dołączając zdjęcie moich "obsypanych" nóg.
Biorę kolejna dawkę paracetamolu, dopijam porcje elektrolitów, zagryzam diklofenakiem i wracam do moich koszmarów sennych obwiewana wiatrakiem.
Doceniam, ze choruje w "ludzkich"warunkach, ze mam potrzebne leki, czysta wodę, wiatrak, wygodne łózko i dwie osobiste lekarki, i wiedze wiec wiem co mi jest, ze to przejdzie i ze będzie dobrze. Nie wyobrażam sobie chorowania w warunkach, w których mieszka wielu naszych pacjentów. Jeszcze bardziej nie wyobrażam sobie chorowania na to paskudztwo bez podstawowej wiedzy. Tyle razy widziałam strach w oczach pacjentów gdy pytali czy na to umrą, albo czy mogą tym zarazić dzieci. Wtedy wydawało mi się to tylko niewiedza, teraz ich rozumiem. Człowiek naprawdę czuje się momentami jakby umierał.

niedziela, 2 listopada 2014

Jak tu się dogadać?

Już wcześniej wspominałam, że na Jamajce króluje Patua. Jest to specyficzny język- mieszanka angielskiego i języków afrykańskich z bardzo specyficznym akcentem i tempem wypowiadanych słów.
Nie ma 'I' jest 'me'. Pozdrawiając się mówi się 'wah gwaan', a robiąc zakupy na targu trzeba sie upominać, że 'nah, me waan a local price'. Yahmon, whiteys!

Wykształceni Jamajczycy w rozmowach z nami używają angielskiego, dzięki czemu komunikacja idzie płynnie, niestety większość naszych pacjentów stanowią osoby starsze wiekiem, lub też które nie miały możliwości zdobycia odpowiedniej edukacji, a i to że mieszkamy w nieturystycznej miejscowości też nie jest bez znaczenia.

Sytuacja jeszcze z początków: przyszedł do mnie Pan w wieku 78 lat, a że był u nas po raz pierwszy to dostałam czystą kartkę. Czas na dokładny wywiad! Jednak z każdym słowem mojego Pacjenta otwierałam szerzej oczy, próbując delikatnie wyrazić iż nie do końca rozumiem co do mnie mówi. Na całe szczęście Pacjent był z synem (ok. 30 l.), który przyszedł mi na ratunek i rozjaśnił o czym była przemowa. Po przebadaniu, postawieniu wstępnej diagnozy i propozycji mojego leczenia nastąpiła sytuacja odwrotna- Syn zaczął przekładać moje słowa na patua... Hm.
Więc tak... nie rzadko zdarza się, że patua-języczni Jamajczycy nie do końca rozumieją angielski.

Po kilku(dziesięciu) 'lekcjach' języka w rozmowach z pacjentami staram się używać ich słownictwa...
Tak więc pytam gdzie ich dopada 'piejn' (najczęstsza dolegliwość- boli tu, boli tam) czy mają 'sajnus' (alergia jest na drugim miejscu), czy mają 'gas' tudzież 'piejn in de stomak'- czym najczęściej określają zgagę. I jeszcze kuol, czyli przeziębienie, choć czasem mam podejrzenia czy to jednak nie etiologia alergiczna u co niektórych... Z alergią i panującymi niektórymi wirusówkami jest też związany 'skroczin' czy też 'iczin', czyli świąd, najczęściej all over.
Pytając o stolec czy też oddawanie moczu nie ma niczego dziwnego w pytaniu czy 'doo-doo' było w normie, albo czy nie mają problemów z 'pii-pii' niezależnie od wieku Pacjenta.

Tak więc... me soon come.