piątek, 10 października 2014
O tym jak to było...
Ufff... Pierwszych ... 360-ciu (słownie: trzystu sześćdziesięciu) pacjentów za nami. Najcięższe były momenty kiedy uświadamiałyśmy sobie, że to my jesteśmy jedynymi lekarzami, których zobaczy większość z tych ludzi, że nie będzie bardziej kompetentnych, doświadczonych itp itd. W sytuacjach podbramkowych wystawiamy 'refferal letter', aczkolwiek nasze prośby, groźby i wykłady nie zawsze przekonują naszego pacjenta do udania się do szpitala czy specjalisty (wciąż nie do końca jest dla nas jasna struktura -o ile takowa w ogóle istnieje- tutejszej opieki medycznej, ale z drugiej strony zauważyłyśmy brak przychylności pacjentów do w/w).
Pozostaje nam robić co w naszej mocy i na co pozwalają nasze kompetencje.
I tak tym sposobem stałyśmy się lekarzami rodzinnymi, diabetologami, dermatologami, wenerologami, ginekologami, zakaźnikami, chirurgami (dziecięcymi też!), laryngologami, okulistami, psychologami, pielęgniarkami, dietetykami i... elektrykami.
Nie tylko zakres naszych obowiązków nas zaskoczył, ale i miejsca ich wykonywania. Leczenie tylko w przychodniach (te na palach też się liczą!) byłoby zwyczajnie nudne. Na szczęście uczynni Jamajczycy nie pozwalają nam się nudzić- porad zdrowotnych i badań dopraszają się od nas na każdym kroku: na targu, podczas wieczorku zapoznawczego, w drodze z i do pracy, a nawet w ogrodach (to podczas wizyt, ale o tym juz będzie innym razem).
Zegarek pokazuje 4:30 polskiego czasu, czas... iść doszkolić się z wysypek i innych dermatoz ;)
A karaluchy pod poduchy!
A & N
P.S. Piątek to dzień wizyt somowych, czyli pod znakiem przejażdżki do dżungli :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz